Sonik przygnieciony przez quad

_DSC6966

Zdradliwy, zabójczy, mroczny, złośliwy, wszechobecny, irytujący, duszący i kryjący w sobie całą masę niebezpieczeństw. Fesz-fesz stanowił główne wyzwanie, z jakim w środowym etapie Dakaru musieli mierzyć się zawodnicy Poland National Team oraz ich konkurenci.

Jak się jednak okazało pustynia potrafi niemiło zaskoczyć również na wydawałoby się łatwiejszych odcinkach. Rafał Sonik na samym początku środowej rywalizacji uderzył kołem w ukryty pod piaskiem kamień, przeleciał kilkanaście metrów, po czym został przygnieciony przez toczący się po zboczu wydmy quad. Mimo to dojechał do mety z 11. czasem.

Bezdroża Ameryki Południowej są bezwzględne i kryją w sobie całe zastępy niewidocznych pułapek. Na 5. etapie Dakaru przekonał się o tym kapitan Poland National Team. – Wyjechałem z głębokiego fesz feszu na teren, w którym można było jechać szybciej. Dodałem więc gazu i wybrałem drogę przez łagodną wydmę, rezygnując z jazdy alternatywną drogą po ostrych kamieniach. Tu niestety wpadłem na „minę”. W miękkim piachu schowany był kamień. Odbiło mi kierownicę, a ja przefrunąłem kilkanaście metrów, upadając niemal tuż przed granicą piasku i ostrych skał. Po chwili stoczył się na mnie quad i zalał twarz paliwem z przerwanych przewodów. Gogle były już do wyrzucenia. Wyczołgałem się jakoś, ale samodzielnie nie miałem szans na postawienie quada – relacjonował na mecie Rafał Sonik.

Po długim oczekiwaniu i machaniu rękami, w końcu jeden z zawodników pomógł postawić quad na cztery koła. Silnik nie chciał zapalić, więc krakowianin ponownie musiał zatrzymywać rywali, by któryś pociągnął go na holu. – Wiedziałem, że od tego momentu silnik nie może zgasnąć, bo już nie ruszę z miejsca. Cały czas czułem również niepokojący luz w kierownicy. Trzy razy pomagałem też quadowcowi, który zakopywał się w fesz feszu. To był ten sam, który zatrzymał się przy mnie, więc musiałem się zrewanżować – stwierdził kapitan kadry.

– Trudno było mi znaleźć tempo, ale z drugiej strony cieszyłem się, że jestem tylko trochę posiniaczony i mogłem jechać dalej. Chyba miałem więcej szczęścia niż pecha, bo mój lot równie dobrze mógł się skończyć na twardych kamieniach, a wtedy byłoby dużo gorzej. Trochę szkoda straconych minut i szansy na drugie miejsce w „generalce”, ale taki jest Dakar. Trzeba do przyjąć na klatę – podsumował SuperSonik, który na mecie był 11. z półgodzinną stratą do Marcosa Patronellego i w klasyfikacji generalnej spadł na czwartą pozycję. Piąty etap z drugim czasem zakończył Łukasz Łaskawiec, który przesunął się na trzecie miejsce w „generalce”.

Nie tylko kapitan Poland National Team miał już w tegorocznym Dakarze problemy na trasie. Proste błędy popełniali tacy wielcy, jak Carlos Sainz, Robby Gordon, Nasser Al-Attiyah, Cyril Despres, czy w klasie quadów Sebastian Husseini, który stracił w środę dwie godziny na naprawę. Zgodnie z zapowiedziami trasa w tej edycji rajdu jest piekielnie trudna już od samego startu rywalizacji, a zmęczenie daje o sobie znać po zaledwie pięciu dniach zmagań. Tymczasem najtrudniejsze dopiero czeka na śmiałków.

Mimo trudów atmosfera w rajdowej kadrze Polski wydaje się być doskonała. – To wielka radość, że wszyscy pozostali w stawce zawodnicy reprezentacji jadą i robią stałe postępy. Rozmawiałem z załogą ciężarówki Jarka Kazberuka i cała trójka jest w doskonałych nastrojach, a do tego bardzo dobrze sobie radzą. Są pozytywnie naładowani i wciąż w świetnej formie fizycznej i psychicznej. Dla reprezentacji wszystko więc toczy się w tej chwili w odpowiednim kierunku. Czuć prawdziwego ducha drużyny. To jest dla nas prawdziwy, zespołowy Dakar – mówił Sonik.

 

 

 

Możliwość komentowania jest wyłączona.