Podróż samochodem z Gdańska do Zakopanego potrafi wykończyć najbardziej wytrzymałego kierowcę. Przeprawa przez Włocławek, korki w Łodzi i zatkana w trzech miejscach Zakopianka. Nie raz potrzeba kilkanaście godzin, żeby przejechać z północnego na południowy kraniec Polski. Zanim zobaczymy tablicę z nazwą zimowej stolicy Polski, musimy wypić trzy napoje energetyczne albo parszywe, ale za to mocne kawy. Na miejscu padamy z nóg. Teraz wyobraźmy sobie, że przez dwa tygodnie codziennie spędzamy za kółkiem, lub co gorsza na motocyklu lub quadzie mocno ponad 10 godzin, z czego średnio siedem przebiega przez absolutną dzicz. Tak właśnie wygląda rzeczywistość tych, którzy metę Dakaru przekroczą jako ostatni.
Mówią, że ostatni będą pierwszymi i prawdopodobnie na mecie w Valparaiso „wniebowzięci w pierwszej kolejności” będą się czuć wszyscy kierowcy zamykający stawkę w swoich klasach. Ich pozycja wynika w dużej mierze z nałożonych na nich kar, ale i ogromnych problemów technicznych oraz potężnego zmęczenia, które zamienia głowę w dębowy pniak. Media o nich nie mówią, bo znikają z linii mety na długo zanim „ostatni” się tam pojawią. Tymczasem często to są prawdziwi bohaterzy Dakaru. Ludzie z żelaza i stali, którzy przeżywają najbardziej ekstremalne dwa tygodnie swojego życia. Poznajcie tych, którzy na dwa dni przed końcem Dakaru zamykają stawkę ciężarówek, samochodów, motocykli i quadów.
Zaczynamy z grubej rury, czyli od wagi ciężkiej. Ostatnie miejsce w stawce ciężarówek po 11. etapie zajmuje reprezentant Andory – Georges Ginesta. Ile czasu zajęło mu pokonanie dotychczasowych odcinków specjalnych w drodze do El Salvador? Bagatela 389 godzin 2 minuty i 59 sekund. Załamał czasoprzestrzeń? Nie, po prostu za każdym razem, kiedy zawodnik nie zmieści się w limicie czasu, sędziowie doliczają mu czas. Dużo czasu. To oznacza, że sumując długie godziny na oesach i godziny spędzone na dojazdówkach, to taka załoga jak ta, praktycznie cały czas jest w ruchu. Popularny wśród rajdowej braci „Jordi” ma już na swoim koncie niesamowitą liczbę 22 startów w Dakarze. Ta liczba sprawia, że jego upór, wytrzymałość i odporność na przeciwności losy staje się w pełni zrozumiałe. Ginesta pomaga na trasie każdemu, kto tego potrzebuje – jest takim aniołem stróżem, który zamyka stawkę. W zeszłym roku, na 12. etapie w jego ciężarówce zepsuł się silnik. Kilometry przed metą w Santiago. Teraz pewnie zmierza do mety, na każdym oesie spełniając kilka dobrych uczynków. O trudności tegorocznego Dakaru mówi krótko i niezwykle celnie: – Wszystko zależy od umiejętności.
Dla Kolumbijczyka Juana Manuela Linares Dakar to pasja i marzenie. Do tej pory brał w nim udział trzykrotnie, ale nigdy nie dotarł nawet do połowy trasy. Wycofywał się na pierwszym, drugim i szóstym etapie. W tym roku, jak sam mówi, starał się przygotować profesjonalnie ze strony technicznej, logistycznej oraz fizycznej. Do Nissana Springbox zabrał również bardzo doświadczonego pilota, Francuza Francka Maldonado. I jak na razie kierowca powoli realizuje swój cel, mozolnie brnąc do mety. Na odcinkach specjalnych spędził do tej pory 107 godzin 57 minut i 3 sekundy. Linares marzy o tym, żeby kiedyś Dakar przejechał również przez jego kraj, ale towarzyszący mu pilot zwraca uwagę, że nie ma tam niestety terenów, do których swoich uczestników przyzwyczaił rajd na przestrzeni lat. – Ciekawe jest to, że jako pilot jechałem już z pierwszym Chińczykiem, który ukończył Dakar. Teraz mogę powtórzyć ten wyczyn z pierwszym Kolumbijczykiem w stawce samochodów – mówi Maldonado.
Alexis Hernandez przyznaje, że od zeszłego roku czuje, jakby miał pod skórą cierń. W swoim pierwszym Dakarze quadowiec wypadł z gry na 7. etapie z powodu usterki technicznej. Frustracja z powodu awarii, na którą nie miał wpływu dała mu siłę by w tym roku ponownie podjąć wyzwanie i tym razem już nie dać za wygraną. Peruwiańczyk brnie do mety, jak po grudzie, bo na odcinkach specjalnych spędził już 99 godzin 57 minut i 46 sekund. Na trasie do La Sereny złamie więc magiczną „100”. Zawodnik zbudował wokół siebie 9-osobowy zespół złożony z samych rodaków, w tym ojca i brata. Co ciekawe niewiele krócej, bo niemal 98 godzin jest już w tym roku w trasie Camelia Liparoti! To się nazywa wytrzymałość! Prawdziwa kobieta z żelaza.
W klasyfikacji motocykli wyścig otwiera i zamyka Hiszpan. Na szarym końcu klasyfikacji jedzie Jose Ignacio Ruiz Chivite, który prawdopodobnie również dobije w tym roku do „setki”, bo na dwa etapy przed metą jego łączny czas na odcinkach specjalnych wynosi 92 godziny 36 minut i 49 sekund. To kolejny zawodnik, który już dwukrotnie próbował swoich sił w Dakarze i dwukrotnie musiał obejść się smakiem. Wszystko dlatego, że próbował pokonać trasę na motocyklu Bultaco, który nie jest produkowany już od 35 lat! W tym roku postawił więc na współczesny motocykl i już tylko nieco ponad 1000 km dzieli go od upragnionej mety w Valparaiso.
I już na koniec jeszcze jedna załoga ciągnąca ogony, ale z wyboru. Philippe Raud I Patrice Saint-Marc przede wszystkim jeżdżą nocą. Ich celem jest oczywiście dotarcie do mety, ale przede wszystkim pomoc zawodnikom, którzy utknęli na trasie. Niemal codziennie wyciągają z kłopotów kilka samochodów i motocykli. Co ciekawe ich samochód nie różni się znacząco od zwyczajnego, seryjnego auta 4×4, co dodatkowo podnosi trudność w pokonywaniu wymagającego terenu. Francuzi wiozą zawsze na pokładzie zapas wody dla zawodników, którzy utkwili na pustyni. Można ich też wynająć, tak jak Robby Gordon, dla których wiozą części i stanowią mobilny serwis, działający w ramach przepisów. Duet z Bordeaux zdaje sobie sprawę, że im dłużej trwa rajd, tym ich rola staje się większa – zwłaszcza na wydmach Atakamy, gdzie jeszcze w piątek będą mieli pełne ręce roboty.
Licznik bije: z rajdu wycofało się już 216 pojazdów (93 motocykle, 25 quadów, 78 samochodów, 20 ciężarówek) – ponad połowa stawki nie dojedzie do mety
Spadające gwiazdy, czyli dla nich Dakar się już skończył:
- Sergio Lafuente (do tej pory 2. zawodnik w stawce quadów)
- Albert Llovera (niepełnosprawny kierowca, który do prowadzenia rajdówki używa tylko rąk – były narciarz, reprezentant Andory na igrzyskach olimpijskich w 1984 roku)
Cytat dnia (Rafał Sonik o Ignacio Casale): – On w Chile jest już Adamem Małyszem. Będą go eskortować na dojazdówce, tak jak Patronellego, koło którego jechały motocykle, policja oraz media i wszyscy pytali czy ma dobry humor, czy wstał prawą nogą itd. To jest bohater. Musi jeszcze tylko przetrwać dwa dni i ma z głowy.
ODWIEDŹ NAS NA: