W ostatnim dniu Rajdu Dakar przyjrzymy się po raz kolejny jego bohaterom z dwóch perspektyw. W ramach pierwszej zastanowimy się o co chodzi w grze prowadzonej przez X-Raid i jego kierowców. W przypadku drugiej wejdziemy prosto między wilki – „samotne wilki”, czyli motocyklistów, którzy z Dakarem mierzą się samodzielnie, tylko czasem korzystając z pomocy swojego anioła stróża.
Swojego czasu w Formule 1 wybuchła afera związana z niedozwoloną praktyką nazywaną „team order”. Szefostwo zespołu Red Bulla nakazywało np. Markowi Webberowi zwolnić i ustąpić miejsca Sebastianowi Vettelowi. Przy całym profesjonalizmie Formuły, komunikaty były zaszyfrowane po amatorsku i dziennikarze szybko rozdmuchali sprawę.
W Dakarze tego problemu nie ma, bo tutaj nie ma zakazu wydawania kierowcom poleceń, które mają istotny wpływ na końcowy układ sił. Może komuś się to nie podobać, kłócić się z duchem rywalizacji i wewnętrznym poczuciem coubertinowskiej idei olimpizmu, ale tak jest. W motorsporcie rządzą twarde zasady i kto płaci ten wymaga. Problemem X-Raid (poza tym, że ma w składzie przynajmniej pięciu klasowych kierowców i konflikt był nieunikniony) jest fakt, że zawodnicy w stajni Svena Quandta nie są tak karni, jak ci z Red Bulla.
Webber nawet nie mrugnął okiem, kiedy puszczał Vettela, choć pewnie buzowała w nim krew. Peterhansel nie odpuścił. Mimo wyraźnego zakazu przycisnął i zostawił Naniego Romę w tyle, zbliżając się do swojego 12. zwycięstwa w Dakarze. Francuz przewagę ma nieznaczną, ale dla niego liczy się tylko zwycięstwo. Będzie reprymenda? Może obcięta premia? Nagroda pocieszenia dla wydudkanego Naniego? A może to wszystko jest ukartowane? Może X-Raid się bawi i chce jeszcze trochę podgrzać atmosferę? Może zaaranżowali to spece od marketingu i komunikacji, tylko na opak niż my myślimy.
Kurtyna w górę i zaczynamy przedstawienie! Peterhansel ma wygrać, ale robimy szopkę żeby wszyscy myśleli, że ma być odwrotnie… Jakikolwiek byłby zamysł rajdowego potentata, aż nie chce się wierzyć, że jego „pracownicy” są na tyle niezależni, żeby przeciwstawiać się nakazom szefa szefów. Gra toczy się o zbyt wysoką stawkę, ale trzeba pamiętać, że jakkolwiek zostaną rozstawione pionki na planszy i tak wygra stajnia pełna Mini All 4 Racing.
Po drugiej stronie rajdowego continuum znajdują się tzw. tradycjonaliści, czyli motocykliści próbujący wziąć się za bary z Dakarem na sposób z początków istnienia imprezy – bez serwisu i wsparcia zespołu poruszającego się śladem zawodników. Sami naprawiają swój motocykl, rozkładają namiot, rozmasowują obolałe mięśnie i robią roadbooka. Na starcie w Valparaiso było ich 16, ale na dzień przed końcem zmagań zostało tylko ośmiu. Są wśród nich prawdziwe lisy pustyni, jak i absolutni amatorzy, ale razem tworzą na biwaku swój mały unikalny świat. – Z jednej strony decydują oczywiście względy finansowe, z drugiej jednak filozoficzne, bo chcemy sprawdzić się i doświadczyć takiego rajdu, jakim był na samym początku – tłumaczy Richard de Groot, dla którego jest to już piąty samodzielny Dakar.
Wbrew pozorom ci motocykliści nie są tak do końca pozostawieni sami sobie. Czuwa nad nimi anioł stróż, którego wszyscy znają pod imieniem Mathieu. Od sześciu lat misją Mathieu Marchanda jest dbałość o grupę zawodników jadących bez asysty. Jest jedyną osobą wyznaczoną do tego zadania z ramienia organizatora. Do dyspozycji ma dwóch kierowców i ciężarówkę, którą z biwaku na biwak przewożą rzeczy zawodników oraz zapasowe koła. Poza tym przygotowuje w ich obozowisku stół do robienia roadbooka, wielofunkcyjną tablicę i zestaw potrzebnych narzędzi. Kiedy zawodnicy przyjeżdżają otrzymują od swego opiekuna napoje izotoniczne. To jednak nie jedyne zadania „anioła Mathieu”. – Jak wymienić walutę? Jak wypełnić dokumenty przed przekroczeniem granicy? Gdzie jesteśmy? Gdzie jedziemy…? Na wszystkie te pytania jest jedna odpowiedź: Mathieu! – mówi Richard de Groot.
- Chyba czasem im się przydajemy, bo część z nich kończy etapy jakby w transie. Pomagamy im, zmuszamy żeby odpoczęli przez przynajmniej 30 minut zanim zaczną naprawę motocykla – mówi sam opiekun. Jak widać więc samotni motocykliści nie są tak osamotnieni, zwłaszcza że dodatkowo mają ciągły dostęp do opon Michelin i mogą za darmo używać wszystkich produktów firmy Elf…
Licznik bije: do mety na pewno nie dojedzie 219 pojazdów (94 motocykle, 25 quadów, 80 samochodów, 20 ciężarówek)
Spadające gwiazdy, czyli dla nich Dakar się już skończył:
- Robby Gordon (etatowy dakarowiec, 3. w stawce samochodów w 2009 r.) – wycofał się z powodu kłopotów technicznych
Cytat dnia (Siedzący w słońcu Krzysztof Hołowczyc odpowiada na pytanie, czy koncentruje się przed ostatnim oesem) – Nie, jestem zmęczony i zamykam oczy, bo słońce świeci.
ODWIEDŹ NAS NA: