Dziura wielkości pięści i wiatr, który przewraca

Jakub Piątek po raz pierwszy startuje w Rajdzie Dakar, ale już zdążył zauważyć, że podczas tych zawodów nie ma dnia bez przygód. O wietrze, który przewraca, dziurze w oponie wielkości pięści i nocnej jeździe po pustyni Atakama opowiadali po 5. etapie kierowcy Poland National Team.

Krzysztof Hołowczyc: Dziś znowu startowaliśmy jako 12. załoga i niestety w pierwszej części tego bardzo długiego i dziurawego odcinka byliśmy skazani na jazdę w ogromnym kurzu jadących przed nami konkurentów. Takie ciężkie etapy całkiem dobrze mi idą, w drugiej części jechaliśmy już bardzo dobrym tempem. Poza dwiema niewielkimi pomyłkami nawigacyjnymi, można uznać, że było perfekcyjnie w tym niezwykle trudnym terenie. Równa jazda przyniosła dziś awans na czwarte miejsce w rajdzie, z czego się bardzo cieszymy

Marek Dąbrowski po awarii półosi i powrocie na trasę: – Starałem się jechać szybko, żeby nadrobić stracony czas, ale znów coś zaczęło stukać w samochodzie i na 100 km przed metą musiałem zwolnić. Zastała nas noc i ostatnie 50 km jechaliśmy na światłach. Nawigacja nie była najprostsza, ale Mark dał radę i doprowadził nas do mety.

Jakub Przygoński: –  Etap był bardzo kamienisty, nieprzyjemny. Wiele kamieni, głazów i dziur, w które wpadaliśmy jadąc 100-120 km/h. Przez cały odcinek trzymałem kierownicę tak, jakbym wisiał na drążku, nawet na chwilę nie mogłem rozluźnić dłoni. Wiem, że stać mnie na szybszą jazdę i postaram się to udowodnić na kolejnych etapach. Cieszę się jednak, że w ogóle mogę jechać, bo jeszcze pół roku temu myśleliśmy, że w ogóle nie dam rady wystartować z powodu kontuzji.

Jakub Piątek: – To jest Dakar, tu zawsze są przygody. Dziś etap był długi i dziurawy, było sporo fesz-feszu. Praktycznie całą trasę jechałem w kurzu innych zawodników. Ponadto pod koniec odcinka zaczęło tak mocno wiać, że musiałem mocno walczyć, żeby utrzymać się na motocyklu. Kosztowało mnie to sporo sił.

Rafał Sonik: – Jechałem dziś zupełnie normalnie. Tak, jak robię to w Maroku, Egipcie, czy Brazylii. To na pewno nie była desperacka jazda. Trzymałem swoje tempo, bo co lepszego mogę zrobić, nie wiedząc co dzieje się za moimi plecami. Na pewno nie podejmuję zbędnego ryzyka.

Jarek Kazberuk: – Odcinek był twardy i szybki, choć miejscami wyboisty. Szliśmy mocno do przodu, do chwili kiedy zauważyliśmy, że złapaliśmy kapcia. Nawet nie zauważyliśmy kiedy to się stało, a uderzenie musiało być potężne, bo dziura w kole była większa niż pięść. Trzeba było je wymienić i na tym straciliśmy najwięcej czasu. Potem już spokojnie dotarliśmy do mety.

Robin Szustkowski: – Wszystko zaczęło się w środę od wysokiej temperatury. Dzisiaj rano nadal miałem gorączkę. Wziąłem więc leki i wsiadłem do ciężarówki. To był bardzo długi odcinek, a pozycja na prawym fotelu jest dość niewygodna. Straszliwie się męczyłem.

Możliwość komentowania jest wyłączona.