W niedzielę na trasie znów będą wszyscy zawodnicy. Niemal każda klasa będzie jednak jechać w innym kierunku. Samochody wracają z Uyuni do Iquique, motocykle i quady ruszają w przeciwnym kierunku, w drodze na swój etap maratoński, a ciężarówki opuszczają „dziki biwak” na Atakamie i udają się nad ocean na zasłużony odpoczynek. Co najważniejsze – każdy znów będzie mieć piekielnie ciężko.
Zgodnie z zapowiedziami samochody w niedzielę będą mogły wjechać na Salar de Uyuni – największe na świecie solnisko powstałe w miejscu wyschniętego, słonego jeziora. Gładka i twarda, solna nawierzchnia pozwoli samochodom jechać z pełną mocą. Jak żartował Krzysztof Hołowczyc: – Można wcisną gaz do podłogi i jechać tak kilkadziesiąt kilometrów. Nie ma wtedy nic do roboty. Można się zdrzemnąć.
Podczas, gdy drzemka może się nie udać, warto założyć ciemne okulary, bo słońce odbijające się od bezkresnej, białej powierzchni bardzo szybko zacznie męczyć oczy. A jazda przez solnisko będzie tylko mały fragmentem odcinka specjalnego liczącego rekordowe 784 km. Co prawda w planie jest też 270 km neutralizacji, ale dzień i tak zapowiada się bardzo ciężko. Wisienką na torcie, po technicznych, górskich fragmentach na wysokości 4000 m n.p.m. będzie ostry zjazd i 40-kilometrowy pas wydm tuż przed metą w Iquique.
Motocykle i quady pokonają tę samą trasę, którą dzień wcześniej jechały samochody.
Ciężarówki ze swojego spartańskiego biwaku na środku pustyni wracają do Iquique okrężną drogą, w wykonując na pustyni „pętelkę z zawijasem”. Co ważne na drodze dakarowych olbrzymów stanie dwa razy więcej wydm niż dzień wcześniej. Można więc się spodziewać, że na 273 kilometrach oesu ponownie wiele samochodów utknie w piachu i z ostatnimi fragmentami będzie już zmagać się nocą. Ten dzień może okazać się ostatnim dniem na rajdzie dla wielu załóg.
(www.dakar.pl)
ODWIEDŹ NAS NA: