Latający quad i zacinająca się kierownica

Etap bez historii, czy walka o życie? Dla każdego 10. etap dakarowych zmagań wiązał się z innymi przeżyciami. Oto, jak komentowali go zawodnicy Poland National Team.

Jakub Przygoński: Po wcześniejszych odcinkach w Chile, ten dzisiejszy był bardzo przyjemny. Była fajna, szutrowa droga, bez większych dziur. Przy trasie zebrało się wielu kibiców.

Rafał Sonik: – W roadbooku na 193. kilometrze nie było zaznaczonej wielkiej dziury. Takiej, przy której powinny być dwa, a nawet trzy wykrzykniki. Wpadłem w nią i wyleciałem w powietrze. Trzymając cały czas kierownicę, aby zapobiec zrolowaniu quada, wpadłem na skały. Zostałem po nich przeciągnięty bokiem i nogami, które są całe posiniaczone i pokrwawione. Jestem z siebie dumny i absolutnie szczęśliwy, że wyszedłem z tego cało.

Krzysztof Hołowczyc: – To był odcinek w zasadzie bez specjalnej historii. Początkowo dość techniczny i jechało nam się bardzo dobrze, ale od około 200 km. samochód stracił moc, słabo wchodził na obroty. Trasa po dużych opadach deszczu była pełna zdradliwych miejsc zalanych wodą. Widzieliśmy leżący na dachu poważnie rozbity samochód Naniego Romy, który wpadł w taką pułapkę i dachował. Załodze nic się nie stało, ale przypomniało nam to o tym, że ani na chwilę nie możemy stracić koncentracji. W obecnej sytuacji w czołówce musimy jechać bardzo rozważnie i spokojnie, bo choć najcięższe odcinki mamy już chyba za sobą, to jednak jeszcze parę tysięcy kilometrów trzeba przejechać

Marek Dąbrowski: – Kierownica mi się zacinała, ciężko mi się prowadziło, a że jechaliśmy wysoko w górach, po półkach skalnych, było to stresujące. Przyczyną awarii było wczorajsze uderzenie i mimo, iż wczoraj naprawiliśmy samochód, dziś na trasie znów doszło do uszkodzenia. Mam nadzieję, że do jutra uporamy się z tym.

Jarek Kazberuk: – Trudnością były też ciasne zakręty i ogromne nierówności. Może pierwsze samochody jechały po w miarę gładkiej nawierzchni, ale pod naszymi kołami teren był dość mocno rozjeżdżony. Głębokie koleiny i mocna „tarka” w wielu miejscach. Trzeba było bardzo uważać.

Robin Szustkowski: – Mijaliśmy jego rozbite Mini Naniego Romy, a sam Hiszpan stał i wszystkich nas ostrzegał, przed dziurą, która nie była oznaczona w roadbooku. Rzeczywiście, jak się na nią wpadło z dużą prędkością, to można było sobie zrobić krzywdę…

Możliwość komentowania jest wyłączona.